Szczęść Boże,

Wiele się działo w naszej Bursie w ostatnim czasie. Oj, bardzo wiele. Pewien krok już za nami. Chcę podzielić się tą radością przebytej drogi z Wami, którzy przyczynialiście się do tego, że to coś dziać się mogło. To przecież dzięki Wam trwa nasza podróż ku temu szczęśliwemu, tak bardzo upragnionemu przez wszystkich domowi. Pozwólcie więc, Kochani, na te kilka słów, by ta nasza radość stawała się także i Waszym udziałem, rozradowaniem dla serc przepełnionych dobrocią i ofiarnością.

Otóż, jak wiecie, wszystko, a więc wszelkiego rodzaju prace, zaczęły się z opóźnieniem, bo dopiero 15 lipca 2012 r. Dlaczego? I tutaj objawiła się proza naszego życia – nie było pieczątek należnych urzędów. Jak tylko je uzyskaliśmy, od razu Pan Paweł – szef firmy budowlanej – przystąpił do pracy według planu wcześniej ustalonego podczas narady z kierownikiem nadzoru – p. Wojciechem i kierownikiem budowy – p. Marcinem.

Najpierw dużo huku i kurzu – jak to przy pracach rozbiórkowych. Zdemontowano stare blacharskie obróbki, wyburzono ściany kolanowe, skuto posadzki, dokonano demontażu starych izolacji i wywieziono gruz, a było go niemało, bo przecież taras był na całej długości domu. Jego wymiary: 33 m x 2,25 m mówią same za siebie.

W drugiej kolejności były robione prace szalunkowe, żelbetowe i zbrojarskie. To było duże obciążenie dla naszej wieży transportowej, po której wszystek materiał był windowany (tu trzeba zaznaczyć – a będzie to oczywiście jak najbardziej zgodne z prawdą – że cała nasza ekipa budowlana spisywała się na super złoty medal). Jak nowe betony „siadły” – mówiąc naszym językiem – rozpoczęto trzeci etap prac.

Konstrukcja więźby dachowej – a co za tym idzie: deskowanie, płytowanie, foliowanie, papowanie… wreszcie montaż okien dachowych i krycie dachu papą, żeby jako tako wyglądało.

Ostatni etap prac to „kosmetyka”. W tym przypadku – kiedy finiszujemy na stanie surowym – do niej należało: wykonanie obróbek blacharskich, docieplenie ścian kolanowych metodą lekką-mokrą wraz z wyprawą tynkarską, docieplenie poddasza wełną mineralną. Oczywiście mnóstwo tu fachowej terminologii, znanych albo mniej znanych słów, a wszystko streszcza się przecież w tym jednym – Remontujemy Szczęśliwy Dom dla Studentek, czyli dla naszej młodzieży, a jeszcze inaczej po prostu dla naszej przyszłości.

I udało się. Udało się zakończyć tę małą część naszej drogi przed czasem. Prace miały trwać do ostatniego września, a już 20 września były rozbierane rusztowania i rozpoczęło się porządkowanie terenu.

Z ulgą więc myślimy o nadchodzącej jesieni. Teraz woda opadowa nie ma szans z tej strony dachu dostać się do wnętrza. Dolna kondygnacja budynku została zabezpieczona. Na trzecim piętrze odświeżone zostały łazienki, kuchenka i pokoje, zreperowano miejsca odparzonego tynku – wykonano obrzutkę tynkarską, szpachlowanie i malowanie.

Udało się. Osiągnęliśmy pewien cel. Cel, który jest tak naprawdę przystankiem w długiej drodze, która nas jeszcze czeka, i który pozwala wprawdzie tylko na krótki oddech, ale jest też uśmiechem. Uśmiechem, który na pewno będzie nam towarzyszył w trakcie kolejnych, wytrwale pokonywanych, choć bardzo trudnych i piętrzących problemy, etapów.

Nie byłoby to oczywiście możliwe bez tak wielu Waszych Szczodrych Serc, które nam towarzyszą w tej drodze!

Tylko dzięki Wam trwa to dobre dzieło.
Tylko dzięki Wam będziemy mogły wyruszyć w dalszą drogę…

Kochani, w nieustannej modlitwie za Was – za naszych Drogich Darczyńców – prosimy, aby Wasze ludzkie dobro Pan nasz wynagradzał dobrem i miłością, które wypływają z Jego Serca przepełnionego miłością, hojnego dla wzywających Je.